Puszczykowa to moja pierwsza najdalsza wycieczka poza Poznań. Okolice miasta są niezwykle zalesione, dało się to we znaki w czasie powrotu. Chciałem wracać przez las, bo do Puszczykowa jechaliśmy wzdłuż jezdni. Moim celem była jazda wzdłuż rzeki Warty do Poznania. Z początku wydawało się, że jedziemy z kolegą dobrze. I było dobrze gdyby nie nagła ulewa i zanikająca ścieżka. Porobiły się straszliwe kałuże, powyłaziły z ziemi dżdżownice, zagrzmiała burza i zrobiło się pochmurno, na dodatek słońce powoli zachodziło. Baliśmy się, że nie dotrzemy na kolacje, albo że wogóle nie wrócimy do domu. Ja i kolega nie mieliśmy błotników w rowerach i strasznie się ubłociliśmy. Jedziemy, jedziemy, ścieżka robi się coraz wąska i niewygodna zapewne to trasa MTB. W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu jechać, bo ścieżki już nie widać, wszędzie tylko zarośla i drzewa. Więc się cofamy, ale najpierw zastanawialiśmy się skąd wyjechaliśmy, bo w powiększającym się błocie trudno było znależć ,,drogę''. Jedziemy, potem skręcamy w jakąś szerszą drogę w głąb lasu. I znowu błądzimy. Trzeba było się cały czas cofać tą ścieżką od której zaczęliśmy. Teraz naszym marzeniem było wyjechanie z tego cholernego lasu. Wycieczka powoli przypominała horror z filmu ,,Blair witch project'' .Deszcz trochę ustał ale zostały olbrzymie kałużę. Buty śliskały mi się na mokrych plastikowych pedałach. Robiło się chłodno i ciemno a my bez kurtek i prowiantu błądzimy. Wszędzie otaczały nas krzaki i drzewa liściaste. Przejechaliśmy spory kawałek trasy, a ja zastanawiam się czy nie jedziemy w przeciwną stronę, czyli do Mosiny. Mimo tych obaw droga doprowadza nas do jakiejś leśniczówki, dalej ścieżka zamknięta z powodu złamanego mostu. Zawracamy i jedziemy inną drogą, według mojej intuicji do szosy. Coraz bardziej wydaje się słychać hałas samochodów, albo szum wiatru ? Niestety droga skręca i prowadzi równolegle do ścieżki poprzedniej. Kolega mówi, żeby wracać do leśniczówki i spytać się o pomoc. Był to dobry pomysł i żałowałem, że nie zrobiłem tego od razu, bo nie było łatwo tam wrócić. Tyle się namnożyło różnych ścieżek, że ciężko było wybrać prawidłową. Udało się jednak odnaleźć leśniczówke. Z początku nikt nie otwierał gdy dzwoniliśmy. Znów spadł ulewny deszcz. Czekamy, czekamy i wreszcie jakaś babcia otwiera drzwi. Pokazuje nam drogę i mówi, że jak będziemy nią cały czas jechać prosto to wyjedziemy z tego zadupia. I faktycznie, okazało się że, to droga przeciwpożarowa dla wozów strażackich. Już widzimy szosę ale najpierw musimy poczekać aż przejedzie pociąg i wkrótce otwiera nam drogę do domu. Orientacja zawiodła a morał tej przygody brzmi: NIGDY NIE WRACAJ PRZEZ LAS GDY ZACHODZI SŁOŃCE I ZAPOWIADAJĄ POCHMURNĄ POGODĘ.
![]() |
| Czerwoną kreską oznaczyłem możliwą przebytą trasę. |
Odpoczynek w Luboniu. Poniżej filmik z wycieczki, kręcony komórką.
Wieczorem nie było tu przyjemnie : (


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz